Ostatnie tygodnie lata spędziłam głównie na kursowaniu między domem a parkiem i placami zabaw, żeby wykorzystać jak się da te ciepłe dni. A jak tylko przyszedł wrzesień, to w moje dziecko nagle wstąpiła jakaś domatorska natura i, mimo pięknej wrześniowej pogody ciężko było wyjść z domu. Ale w sumie nie ma co się jej dziwić. Mnie też przeraża perspektywa ogołoconych drzew, chociaż przyznaję, że gdy widzę kolorowe, spadające liście niesione przez wiatr, to wydaje mi się, że właśnie przekroczyłam jakąś magiczną bramę i znalazłam się w baśniowej krainie. Brzmi to bardzo tendencyjnie, ale tak jest i nie ma co udawać.
Zauważyłam, że za każdym razem, kiedy próbuje się powiedzieć właśnie coś trywialnego, oklepanego bądź w stylu Paulo Coelho, to od razu NALEŻY zasłonić się jakimś stwierdzeniem, że jest się świadomym tego, że ani to odkrywcze, ani głębokie. Sama się tak zasłoniłam przed chwilą. Zastanawiam się jednak skąd taka silna potrzeba zabezpieczania się przed nie wiadomo czym, co nastąpi po wypowiedzeniu tych kilku oczywistych słów. Może brakuje nam poetyckich sformułowań określających nasze emocje, które przeżywamy w jakiejś wyjątkowej chwili. Z drugiej strony czy nie wydaje się Wam sztuczne takie szukanie na siłę oryginalnych metafor, które mają określać naszą radość z codzienności i z małych rzeczy? Przecież to, że codzienność dostarcza nam zachwytów i że cieszą nas małe rzeczy to znaczy, że jesteśmy szczęśliwymi ludźmi!
Być może żyjemy w napięciu, że za chwilę spadnie na nas, jak grom, czyjaś opinia i ona zrujnuje nam dzień, nasze postrzeganie siebie lub poczucie własnej wartości. A przecież opinie żyją wokół nas zupełnie tak jak ludzie. I nawet zważając na każde swoje słowo i tak ktoś nas nie polubi albo o coś się do nas przyczepi, coś będzie niezgodne z czyimś światopoglądem i to jest zupełnie naturalne. Zauważyłam, że mi trudno jest przyznać się do niewiedzy. Kusi, by pozostawić obraz siebie nieskażony. Chciałoby się pozostać takim jak na zdjęciu, na którym dobrze się wyszło. I mimo że wstydzimy się jakichś swoich zachowań, nawyków, niedoskonałości, to wolimy je zatuszować niż zmienić. Zostając przed sobą w prawdzie (bo może w ogóle nie mamy ochoty tego zmieniać i dobrze nam z tym), ale okłamując wszystkich dookoła (nikt przecież nie może się dowiedzieć, że jestem mało oczytana, albo że mam inną opinię). A gdyby tak nie udawać, tylko to skonfrontować. Może okazałoby się, że ujawnienie prawdziwego siebie pozwoli nam szybciej zweryfikować znajomości, uniknąć wplątania się w sytuacje, kiedy działamy wbrew sobie, a także dowiedzieć się czegoś nowego, czego nie mielibyśmy szansy się dowiedzieć nie ujawniając naszej niewiedzy.
Musiałam sobie jakoś zrekompensować nieuchronnie nadchodzący listopad i przybywające za nim kolejne zimne i mokre miesiące, szarość za oknem i te przytłaczające łyse drzewa (bo przecież puszysta, puchowa kołderka śniegu pokrywająca drzewa, to nie jest obrazek, który widzimy przez większość zimy). Co roku próbuję w pełni nasycić się kolorową jesienią, wyposażyć się w świeczki i herbatki, żeby jakoś przetrwać w stylu „White Woman’s Instagram”. Wtedy przynajmniej mam fun!
Zatem kolory we mnie, na mnie i jeszcze nadal wokół mnie.
Sweter S.Oliver, Spodnie Reserwed, Buty Lasocki, Torebka z bazarku przy deptaku w Kołobrzegu 😀
Bransoletka z A&A,
Pierścionki: obrączka z A&A. Różaniec na palec ze sklepiku w Częstochowie (kupiony ponad 10 lat temu :P), Pierścionek z białego złota z firmy Domańscy
Zegarek Casio
Wisiorek dostałam dawno w prezencie i nie pamiętam skąd jest.
Okulary Paris Optique
A na obiad? Też kolorowo i tym razem eksperymentalnie, ponieważ pierwszy raz zrobiłam seitan i użyłam go do gulaszu, o którym mowa poniżej. Wyrabianie seitana jest trochę czasochłonne, ale okazało się to wspaniałą zabawą dla Gosi, która mogła w wodzie wyrabiać to śmieszne glutowate ciasto (wiem, brzmi to „bardzo apetycznie” ale niech to Was nie zniechęca).
Składniki na seitan (z bloga Olga Smile):
1kg mąki
2 szklanki wody
2 łyżki suszonego oregano
2 łyżki suszonego tymianku
2 łyżeczki suszonego czosnku
Zalewa:
3 szklanki wody
1/2 szklanki sosu sojowego
1 łyżka słodkiej papryki
1 łużka suszonego czosnku
1 łyżeczka cukru
Sposób przygotowania:
Wymieszałam mąkę z przyprawami i zalałam wodą. Następnie zaczęłam wyrabiać ciasto. Kiedy udało mi się połączyć składniki, odstawiłam ciasto pod przykryciem na godzinę. W tym czasie zaczęłam robić gulasz, o którym napiszę poniżej.
Po tym czasie ciasto przełożyłam do miski i wlałam wodę z kranu. Wyrabiałam je w wodzie. Gdy woda zrobiła się biała, wylewałam ją i wlewałam świeżą wodę. Robiłam tak do momentu aż woda przestała się robić biała. To oznaczało, że wypłukałam już całą skrobię i został sam gluten.
Wymieszałam składniki zalewy w garnku i gdy zaczęły się gotować włożyłam ciasto. Gotowałam na małym ogniu przez godzinę. Powstały seitan wyłowiłam, pozostawiłam do wystudzenia i pokroiłam na kawałki ok 1,5-2 cm.
Składniki na gulasz:
1 szklanka białego ryżu
500g seitana
2 łyżki oleju (ja u zyłam z pestek winogron)
2 marchewki
2 cebule
2 papryki
pół szklanki czerwonej soczewicy
natka pietruszki (do podania)
kiełki brokuła (do podania)
Sos:
3 szklanki wody
1/2 szklanki sosu sojowego
warzywna kostka rosołowa
2 łyżki skrobi kukurydzianej
2,5 łyżki oleju sezamowego
1 łyżka cukru brązowego
3 ząbki czosnku
Sposób przygotowania:
Marchewkę pokroiłam w półplasterki, cebulę w kostkę, paprykę w paski i czosnek najdrobniej jak się da.
Wstawiłam ryż do gotowania zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Wymieszałam składniki na sos.
Na oliwie podsmażałam cebulę ok 3 min., aż się zeszkliła, dodałam marchewkę i smażyłam jeszcze 4 min. Dodałam paprykę i podsmażałam kolejne 4 min. Następnie wrzuciłam pokrojony seitan, a całość zalałam sosem i dodałam soczewicę. Gotowałam pod przykryciem aż warzywa były miękkie (ok 15 min.). Przed podaniem posypałam natką pietruszki i kiełkami brokuła.