W zeszłym tygodniu pojechaliśmy odwiedzić moich rodziców w Giżycku. Szykując sobie ubrania na wyjazd zakładałam, że 14 stopni to jest ogólnie bardzo miła temperatura, więc wzięłam lekki płaszczyk przeciwdeszczowy, lekkie spodnie, lekkie bluzki, jakąś bluzę i średnio-ciepły sweter. Będąc na miejscu doszłam do wniosku, że ja chyba już jestem bardziej Łodzianką niż Giżycczanką, bo w Giżycku ubrać się jednak nie umiem 😛 Chcąc wyjść gdziekolwiek musiałam założyć na siebie kilka warstw tego, co miałam, a i tak czapkę, szalik, a czasem nawet płaszczyk musiałam pożyczyć od mamy 😀
Po prawie każdym spacerze, miałam odmrożone ręce, ale proszę Państwa, przecież mamy 14 stopni! Mazury jesienią to jednak Sybir w porównaniu do Łodzi i nie ma co się oszukiwać. Rano turbo zimno, po południu trochę cieplej, i w nocy znów turbo zimno. Mimo to spacer musiał być codziennie, niestety jeziora nie zobaczyłam 😛 Za każdym razem punktem centralnym do zaliczenia obowiązkowego wg Małgosi były dwie kładki przy Kanale Łuczańskim (tu wbieganie i zbieganie na każdej po jakieś 50 razy) oraz znajdujący się nieopodal plac zabaw (tu byłam w szoku, jaki piękny plac zabaw przy SP4 powstał). Gosia zdążyła się wybawić, ja dość konkretnie zmarznąć i mogłyśmy ruszać w drogę powrotną do domu 🙂
Raz udało mi się zdążyć na kawę przed Gosi drzemką, ale w pozostałe dni królowała kawka w domu, wcale niezła, przyznaję.
Moja mina po otrzymaniu kawusi 😀
Kawka w domu (filiżanka od Parolado)
Widok z kładki na Most Obrotowy
Ej, ale jaka obłędnie klimatyczna mgła za oknem dzisiejszego poranka. Taka fajna jesień się uruchomiła, z Haloweenowym akcentem 😀 Przy okazji postanowiłam umyć okna, żeby zredukować tyle szarości, ile się da, a pozostawić jak najwięcej żywych barw i póki można, to nasycać się właśnie nimi. Naładować kolorystyczną baterię. Może do wiosny wystarczy 😉
Kawka z takim widokiem to jest piękne doznanie 😀
A wracając do curry… Moja porcja jest dla 3 osób + dziecko na dwa dni.
Składniki:
400g ryżu (ja mam zwykły, długoziarnisty)
1,5 szklanki orzechów nerkowca
2 łyżki oleju
2 cebule
1 łyżka kuminu
1 łyżka garam masala
sól do smaku (u mnie 1 łyżeczka)
200g śmietanki 30%
400g mleczka kokosowego
paczka szpinaku
sok z limonki
2 szklanki mrożonego groszku
1 brokuł
Tofu:
900g tofu pokrojonego w kostkę (1cmx1cm)
2 łyżki curry
2 łyżki płatków drożdżowych
2 łyżki oliwy do smażenia
Sposób przygotowania:
Cebulę z czosnkiem zmiksowałam na drobne kawałeczki (nie na papkę) i podsmażyłam na oleju w Lidlomiksie. Wstawiłam ryż do gotowania wg instrukcji na opakowaniu. Orzechy zalałam wrzątkiem i odstawiłam. Tofu zmieszałam z drożdżami i curry i podsmażyłam na patelni. Do cebuli z czosnkiem dodałam przyprawy i podsmażałam wszystko jeszcze minutę. Następnie wrzuciłam szpinak i podsmażałam ok 5 min, aż się skurczył, dodałam śmietankę i mleko kokosowe. Zmiksowałam zawartość Lidlomiksa na gładką masę. Przełożyłam ją do osobnego naczynia i ugotowałam na parze brokuła i groszek. Dodałam soku z limonki i podałam tak, jak na zdjęciu.